ANDRZEJKOWE MAGICZNE LANIE – PRZYPADKOWE WYDANIE!
„Andrzejkowe magiczne lanie – przypadkowe wydanie !” wspomnienia z lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia.
Kazimierz zawsze otaczał się ludźmi. W pracy zawodowej, to znaczna grupa współpracowników, czasem nawet w jego
skromnym, wynajętym mieszkaniu w Skale bywało ich trzydziestu chłopa. W życiu prywatnym, rodzina, znajomi.
Pasje miał trzy: w młodym wieku sadził i pielęgnował ogródek różany, w późniejszym przez wiele, wiele lat wykorzystywał
swój aktorski talent do roli św. Mikołaja w uroczystościach gromadzących dzieci z całej gminy, w wieku nieco późniejszym
grał na skrzypcach i oczywiście śpiewał, z czego nie zrezygnował do ostatnich dni życia. Miał też – o czym wiedziało
niewielu-niespotykaną smykałkę do wróżenia przy pomocy kart i do przepowiedni. A poza tym był człowiekiem bardzo
ciekawym świata, podglądającym naturę, spisującym tajemnicze zjawiska, zakochanym w geografii. No i zostawił po sobie,
gdy odszedł na wieczną wartę, spisane kopiowym ołówkiem wspomnienia z czasów okupacji.
Trudno więc, aby liczne grono znajomych nie liczyło na takiego Kazimierza podczas Andrzejkowego wieczoru magii.
Chociaż do spotkań w tym towarzyskim gronie wcale nie potrzeba było wiele. Ani żadne umawianie. Ot, po prostu –
wieczorna „tradycyjna ćwiarteczka”, która czasem bywała też „środową”, a to z racji dodatkowych znajomych z Maszyc,
którzy przyjeżdżali do Skały na targ. Wracając jednak do wieczoru Andrzejkowego, który odbywał się w domu dobrego
przyjaciela Stanisława. Oczywiście na wielkim spontanie! Każdy, co miał to przyniósł, było więc „kolacyjne smaczne danie,
a potem wosku lanie”. Co jeszcze było …powiedzmy nie pamiętam. Było wesoło. Kazimierz, karty oczywiście miał,
ale skoro sprawy skierowały się w stronę wosku, trzeba było improwizować. Dodam, że my dzieci, – bo było nas troje-
niegrzecznie podglądaliśmy. Taki grzech młodości! Co mieliśmy robić?! Klocków lego nie było, a komputer …
nawet nam się o takim urządzeniu nie śniło. Kazimierz cierpliwie czekał, aż wylany wosk będzie twardy i będzie można
chwycić go w palce i umiejętnie układając jego położenie wobec nocnej lampki wyczytać przepowiednie przyszłości.
Nagle zgasło światło w pokoju obok. Zaczął się czas magii. Kazimierz wolnym, acz męskim, grubym głosem snuł
opowiadanie …i co słyszymy: Widzę rodzicielskie przesłanie , wróżba ta, uwierz mi nie kłamie , dzisiaj niech Cię bawi , Anno –
syn trzeci wkrótce się pojawi …
Pokój wypełnił się głośnymi śmiechami. Ale w tym śmiechu, pojawiały się głosy wątpiące w przepowiednie Kazimierza!
Przecież w rodzinie adresatki wróżby, byli już dwaj synowie. My chyba też uśmiechaliśmy się pod nosem, wszak moi koledzy
mieli spodziewać się braciszka. Nie minął rok, a w tej właśnie zaprzyjaźnionej Kazimierzowi rodzinie, pojawił się syn.
Braci od tego dnia było już trzech, a ja od tego dnia miałam trzech kolegów. I tak pozostało do dzisiaj , bo wszyscy
z rodzinami mieszkamy w Skale.
I w tym miejscu daję pod rozwagę, wróżby – wróżbami, przepowiednie –przepowiedniami …tylko uważajcie! czasem się
spełniają!
Życząc miłego świętowania, ze wszystkimi należnymi czasowi temu tradycjami, chwalę się własnym pomysłem.
Takim też na spontanie z Andrzejkowego wieczoru. Brak wosku, klucza, obrączki czy innych przyborów magicznych
nie jest problemem… lejmy andrzejkowe, naleśnikowe ciasto na patelnię. Też jest magicznie ! Co pięknie zapisze ciasto
wysmażone, nie trzeba odgadywać, wszak od razu widać!
Dostrzegacie? Wyraźnie czytam przepowiednie – będzie u mnie św.Mikołaj i co doskonale widać na drugiej stronie –
przyniesie świąteczną choinkę!!!
B.S.