HELENA STANKIEWICZ Z PRZYBYSŁAWIC
– 105 LAT MINĘŁO…
Pani Helena Stankiewicz urodziła się 17 lutego 1916 roku a 17 lutego 2016 roku obchodziła swoje
setne urodziny. A tym samym awansowała do miana najstarszej mieszkanki przybysławickiej ziemi.
W dniu jej 100 urodzin świętowała bliższa i dalsza rodzina i cała parafia, zgromadzona w Kościele
Parafialnym p.w. Najświętszej Maryi Panny w Minodze. W otoczeniu licznie zgromadzonych parafian
proboszcz parafii ks. Jerzy Ławicki życzył Dostojnej Jubilatce na dalsze lata wiele ciepła rodzinnego
i dobrego zdrowia. W tym roku minęło już 105 lat pięknego życia Pani Heleny na przybysławickiej
ziemi….
A teraz cofnijmy się nieco w czasie i poznajmy koleje losu naszej sędziwej Jubilatki.
Pani Helena Stankiewicz przyszła na świat pewnego zimnego, lutowego dnia. Był 17 luty 1916 roku.
Rodzice Pani Heleny Julian i Małgorzata Brylińscy nie kryli wzruszenia. Witali przecież kolejną córkę
na tym świecie. Mimo czasów niespokojnych radość przepełniała ich serca. I Wojna Światowa chyliła się
ku końcowi. Liczyli na pokój i odmianę swego losu. Życie w czasie wojennej zawieruchy nie należało do
najłatwiejszych. Mogli się pochwalić trzema córkami i trzema synami. Najmłodszy z braci teraz 86-letni
nadal cieszy się znakomitym zdrowiem. Z kolei pradziadkowie Franciszka i Józef Żylińscy przeprowadzili
się przed laty w te okolice z Litwy. Minęło kilkanaście lat i powoli zaaklimatyzowali się do nowych
warunków. Teraz to Polska i Przybysławice stały się ich nową ojczyzną. Franciszka i Józef nawet po
wielu latach po emigracji nie mogli spać spokojnie z obawy przed konsekwencjami ich wyboru. Julian
Bryliński ojciec Pani Heleny trafił do więzienia. Ręczył za niego swoim majątkiem ówczesny dziedzic
Wacław Borowski z żoną. Przez lata borykali się z prozą życia i próbowali utrzymać całkiem sporą
gromadkę dzieci. Pani Helena ukończyła Szkołę Powszechną w Przybysławicach. „To były trudne czasy”
– wspomina. „Zajęcia odbywały się w prywatnych mieszkaniach ale to nie miało znaczenia –my mieliśmy
wielką chęć do nauki i nie ważne były żadne przeszkody”. Po ukończeniu szkoły Pani Helena została na
ojcowiźnie i pomagała rodzicom w prowadzeniu niewielkiego gospodarstwa. Przyszłość chociaż skromna
rysowała przed rodziną nadzieje na spokojne życie. Posiadali kawałek własnego pola i przydomowy sad.
Handlowali jak większość okolicznych mieszkańców płodami rolnymi. Nikt nie przewidywał, że za parę
lat po zakończeniu wojny przyjdzie im zmierzyć się z kolejną wielką wojna, która pogrzebie morze
ludzkich istnień i że pokonanie każdej przeciwności dnia codziennego graniczyć będzie z cudem. Ale
najwidoczniej czuwała nad Panią Heleną Opatrzność Boża. I udało jej się wyjść z tej wojny bez szwanku.
Poza jednym wyjątkiem…. „To wojna mi zabrała narzeczonego Stanisława, który był moją wielką
miłością” – po latach powie. Przez długie lata nie myślała o tym by ułożyć sobie z kimś życie…żeby
kogoś na nowo obdarzyć uczuciem. Ale pojawił się Pan Bogdan. „A ja miałam już czterdzieści lat…”
– ze śmiechem dodaje. „Nie było sensu dłużej czekać”. I tak została żoną Bogdana Stankiewicza z Nowej
Wsi. Tata Pana Bogdana prowadził przed wojną sklepik w Skale. Ślub państwo młodzi brali w minodzkim
kościele. Bogdan był nauczycielem w czasie wojny w Tarnowskich Górach. Ukrywał się przed gestapo.
Prowadził tajne komplety – nietrudno zgadnąć jakie mogły być konsekwencje zdemaskowania całej
grupy. Po wojnie został nauczycielem w Szkole Podstawowej w Minodze. W trudnym okresie
stalinowskim pozbawiono go praw obywatelskich. Rehabilitacja i odszkodowanie przyznano Panu
Bogdanowi dopiero po 1989 roku. Nie doczekał. Zmarł bowiem w 1988 roku. Pani Helena wspólnie z
mężem wychowywali jednego syna. Doczekali się również dwojga wnuków i jednej wnuczki Joanny oraz
trojga prawnuków – Amelii, Alicji i Bartłomieja. Pani Helena jest osobą niezwykle pogodną. Bez
tendencji do wiecznego narzekania. „Cieszyłam się z tego co miałam. Z poletka ziemi, na którym
sadziłam truskawki, agrest i z małego sadu. Mimo, że warunki były ciężkie – wodę aż do lat 70-tych
trzeba było codziennie do domu nosić wiadrami bo wieś nie była skanalizowana”. Wiodła spokojne życie
w otoczeniu najbliższych. I oddawała się swoim ulubionym zajęciom – pielęgnowaniu ogrodu i
haftowaniu oraz robótkom na drutach. Wnuczka Joanna do dziś wspomina śliczne szaliki, czapki i
sweterki, które dostawała od Babci Heleny. Sprawiało jej to wielką przyjemność.
M.P.